Postać Oli Król, którą gra Pani od kilku lat w serialu "Pierwsza miłość", cieszy się dużą sympatią widzów. Doświadcza Pani tego na co dzień?
- O tak, często się zdarza, że ludzie rozpoznają mnie na ulicy, pytają, co będzie się działo u Oli dalej. Doradzają, użalają się nad nią, jak coś złego ją spotka... Rozdaję też autografy i jest to zawsze bardzo miłe (uśmiech).
Nie znudziło się Pani jeszcze granie tej postaci?
- Lubię swoją bohaterkę, choć czasem apeluję do reżysera o jakąś odmianę w jej charakterze. Bo chciałoby się zagrać coś innego. Ale w odpowiedzi słyszę tylko: - Kochają cię taką właśnie i nie będziemy tego zmieniać! Więc nie dyskutuję i pozostaję grzeczną dziewczynką (śmiech).
Rola Oli była pierwszą serialową kreacją w Pani karierze?
Na przykład jakie?
- Prowadzę zajęcia pilatesu, przygotowuję się też do kursu instruktora jogi. Zarówno zgłębianie tajników tych dyscyplin, jak i dzielenie się swą wiedzą z zainteresowanymi, dostarcza mi wiele satysfakcji. A bliżej mojego zawodu - organizuję, wraz z przyjaciółką, Wandą Skorny, również aktorką, warsztaty. W tym roku udało nam się ściągnąć do Polski Bernarda Hillera.
Tego Hillera?
- Tak, słynnego trenera osobistego gwiazd Hollywood, który na stałe mieszka w Los Angeles, ale jeździ po świecie i szkoli aktorów w różnych krajach. Początkowo był oporny co do pomysłu spotkania nad Wisłą, jednak pobyt w Warszawie, zetknięcie z potencjałem, jaki tkwi w naszych aktorach, zmienił jego sceptycyzm w entuzjazm. Jestem przekonana, że jeszcze tu wróci!
Skąd ma Pani takie kontakty?
- Studiowałam za granicą, uczestniczyłam w warsztatach w różnych krajach Europy i w Ameryce. Chciałam się rozwijać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz